Tak sobie przeglądam zdjęcia na komputerze i natrafiam na zdjęcie, które wcześniej wydawało mi się zbyt kiepskie na bloga. Myślę sobie: a co tam, w końcu tak dawno żadnego posta nie pisałam.
Aparat popsuty. Chwila nieuwagi i jakiś palantunio zgniótł dupskiem wyświetlacz. Świetnie. Wylał się jak kubek mleka... Od tamtego czasu nie chcę nawet spojrzeć na ten sprzęt - od razu dostaję dreszczy, gdy w ogóle pomyślę o tamtej sytuacji, choć wiem, że najwyższy czas zabrać pstrykacza do serwisu.
Może ten post mnie do tego zmobilizuje.
Tymczasem wspaniałe bułeczki. Miękkie, puszyste, wilgotne, najlepsze. Na zakwasie, od Liski, którą cytuję i dziękuję za te wszystkie pyszności, które poczyniłam dzięki Niej.
Bułki na zakwasie
Składniki:
150 g aktywnego zakwasu żytniego, dokarmionego 10-12 h wcześniej* (w zależności od tego, jak gęsty mamy zakwas, regulujemy konsystencję ciasta mąką lub wodą, mój jest zazwyczaj dość gęsty, jak śmietana)
300 g mąki pszennej
100 g mąki pszennej razowej
170-200 g wody
2 łyżki oliwy
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka świeżych drożdży
2 łyżki pestek dyni (opcjonalnie)
Wykonanie:
Zakwas wymieszać z wodą i drożdżami. Dodać oliwę, sól i miód i stopniowo
wsypywać mąkę. Wyrobić gładkie ciasto, na końcu dodając pestki dyni.
Ciasto przełożyć do miski wysmarowanej oliwą, przykryć ściereczką i
odstawić do wyrastania na ok. godzinę. Ciasto powinno podwoić objętość.
Kiedy ciasto jest wyrośnięte, delikatnie posmarować wnętrza dłoni oliwą i
odrywając kawałki ciasta formować bułeczki. Bułeczki ułożyć na blasze
wyłożonej papierem do pieczenia, zostawiając między nimi ok. 4 cm
odstępy.
Piekarnik nagrzać do 230 st C. Wstawić bułeczki i piec ok. 12 minut - do
zrumienienia. Bułeczki dość znacznie rosną jeszcze w piekarniku.
Po upieczeniu ostudzić na kuchennej kratce.
sobota, 6 kwietnia 2013
środa, 13 czerwca 2012
Chleb na zaczynie piwnym
Na ten chleb czekałam 35 godzin. Tak, zgadza się. Po przełożeniu ciasta do foremki włożyłam chleb do lodówki. Było już późno, a nie chciało mi się czekać aż wyrośnie i piec w nocy. Zaglądam rano do lodówki... nie poszedł w górę ani o centymetr. Zaniepokoiłam się, od początku wydawało mi się, że ciasto coś za gęste wyszło, ale szłam w zaparte. Położyłam chleb w cieple (łazienka - jedyne miejsce w domu o tej porze roku, gdzie grzeje grzejnik specjalnie dla chlebów) i czekałam. Cierpliwość popłaciła, bo chleb pomimo moich obaw, wyszedł idealnie :)
Jest dosyć kwaśny, ale to pewnie dlatego, że dawno nie odświeżałam zakwasu i długo wyrastał. Piwa nie czuć nic a nic. Pyszny, wilgotny i miękki miękisz. Przepis z książki pani Małgorzaty Zielińskiej, znanej szerzej jako Mirabbelka. Niniejszym chciałabym też podziękować pani Małgosi, gdyż to z jej książki głównie zaczerpnęłam podstawową wiedzę o chlebach. Szczegółowe opisy krok po kroku i zdjęcia bardzo mi pomagają :)
Chleb na zaczynie piwnym
Składniki:
zaczyn:
200 ml jasnego piwa (w moim przypadku Żubr, ale myślę, że może być dowolne)
100 g mąki żytniej typ 720 lub 2000
50 g zakwasu żytniego
ciasto chlebowe:
350 g przygotowanego wcześniej zaczynu
200 g mąki pszennej chlebowe typ 650
100 g mąki żytniej chlebowej typ 720
100 g mąki żytniej razowej typ 2000
1,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka zmielonego kminku (pominęłam)
1 łyżka melasy lub brązowego cukru (dałam miód)
Wykonanie:
Sporządzić zaczyn: piwo podgrzać, po lekkim ostudzeniu starannie wymieszać z mąką, by nie było grudek. Do mieszaniny dodać zakwas, przykryć i zostawić do przefermentowania na 8-12 godzin w temperaturze pokojowej (przyspieszyłam trochę proces, zostawiając w ciepłym miejscu). W dniu wypieku wymieszać zaczyn z wodą. Dodać mąkę, sól i resztę składników. Mieszać, aż utworzy się miękkie i lekko klejące ciasto. Przykryć i pozostawić na 40 minut. Wyłożyć ciasto łyżką (jest naprawdę dość gęste, przekładając musiałam pomagać sobie palcem, by ciasto zeszło z łyżki) do wysmarowanej tłuszczem i wysypanej otrębami formy do połowy, maksymalnie 3/4 wysokości, szczelnie przykryć i odstawić do wyrośnięcia na 4-5 godzin. Ciasto powinno wyrosnąć do brzegów formy (mojemu brakowało do brzegów jakiś centymetr). Piec 10 minut w 230 stopniach C, zredukować temperaturę do 210 stopni C i dopiekać jeszcze 35 minut do zbrązowienia skórki. Wystudzić na kratce.
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Chleb polski
Kolejny chlebowy wypiek. Bardzo smaczny i prosty chleb na zakwasie. Dosyć szybki, bo bez zaczynu, na bazie mąki pszennej. Od Tatter.
Chleb polski
Składniki:
200 g żytniego zakwasu
550 g mąki pszennej chlebowej
50 g mąki pszennej razowej
1 łyżeczka melasy trzcinowej
1 płaska łyżka soli
300 ml letniej wody
opcjonalnie: 1/4-1/2 łyżeczki suchych drożdży
Wykonanie:
Wymieszać wszystkie składniki, po czym zagnieść miękkie i elastyczne ciasto. Pozostawić zakryte do odpoczynku na 2-2,5 godziny, w tym czasie składając 2-3 razy. Następnie ukształtować bochenek. Umieścić w koszu do wyrastania na 1,5 godziny. Naciąć. Piec z parą w 260 stopniach C przez 10 minut, potem obniżyć do 230 i piec jeszcze 20-25 minut. Studzić na kratce.
Drogie truskawki i mój ulubiony sposób na nie
Pani sprzedawczyni, na moje pytanie o tanie truskawki, odpowiedziała: "ooo, pani, jeszcze dwa tygodnie i koniec! Niby zapowiadają upały, ale kto to wie jak będzie!". Czyli marne szanse na tanie truskawki, a co za tym idzie - domowe przetwory i mrożenie...
Z tych wszystkich licznych opcji na spożytkowanie truskawek uznaję jedynie kilka. Żadne wymyślne ciasta czy desery nie robią na mnie wrażenia. Za to truskawki rozpaciajane na miazgę z jogurtem... To jest to co lubię! Szczególnie teraz, gdy te pyszne owoce nie zachęcają swoją ceną, jedynie taki sposób jedzenie jest akceptowalny. Oczywiście prócz z zjadania bez żadnych dodatków, nawet tak skromnego jak jogurt ;)
sobota, 2 czerwca 2012
Chlebek napakowany ziarnami - na zakwasie
Odkąd wyhodowałam zakwas nieustannie eksperymentuję. Gdyby ktoś przejrzał historię w mojej przeglądarce, znalazłby w większości strony ze wskazówkami dotyczącymi pieczenia chleba :P Jestem tak podjarana, że najchętniej nauczyłabym się wszystkiego od razu i piekła chleby dwa razy dziennie ;)Dziś mój pierwszy chleb bochenkowy - wreszcie się odważyłam. Wyszedł co prawda dość plaskaty, ale i tak przepyszny. Z chrupiącą skórką, miękkim i puszystym środkiem. No i przede wszystkim - z duuużą ilością ziarenek, co mnie osobiście bardzo pasuje. We dwie z mamą na dzień dobry zjadłyśmy prawie pół bochenka :P Zdjęcie jeszcze ciepłego chlebka. Przepis z CinCin :)
Chleb z siemieniem lnianym i słonecznikiem
Moczenie ziarna:
35g siemienia lnianego
100g wody
W dzień poprzedzający pieczenie zalewamy siemię lniane zimną wodą i pozostawiamy do napęcznienia przykryte folią na 12 do 16 godzin.
Zaczyn:
75g mąki pszennej 550
90g wody
2 łyżki zakwasu
Składniki zaczynu mieszamy i odstawiamy przykryte w temperaturze pokojowej również na 12 do 16 godzin.
Ciasto chlebowe:
380g mąki pszennej (najlepiej chlebowej)
40g mąki żytniej
60g uprażonych ziaren słonecznika
30g uprażonych ziaren siemienia lnianego
175g wody
18g (1 łyżka) soli
130g namoczonego siemienia lnianego (patrz wyżej)
170g zaczynu (patrz wyżej)
Przygotowanie i pieczenie
Następnego dnia wymieszać wszystkie składniki ciasta chlebowego. W maszynie ok. 3 minuty, ręcznie do 10 minut. Ewentualnie skorygować jeszcze ilość mąki lub wody – ciasto powinno być średnio ścisłe i jeszcze raz krótko zagnieść.
Ciasto powinno odpoczywać przykryte ok. 2 do 2,5 godzin. W trakcie wyrastania, po ok. 1 godzinie ciasto jeszcze raz zagnieść. W tym celu rozpłaszczyć kulę ciasta na blacie posypanym mąką lekko uderzając w jego powierzchnię, aby pozbyło się gazów.
Następnie z każdej z czterech strony zawinąć na szerokość ok. 1/3 płat ciasta do góry. Można tę czynność powtórzyć dwukrotnie w odstępach czasowych ok. 50-minutowych.
Po upływie wyżej wymienionego czasu uformować owalny bądź podłużny bochenek i umieścić delikatnie (zawinięciem do góry) w koszyku do wyrastania (u mnie plastikowa miska wyłożona ściereczką).
Czas wyrastania ok. 2 do 2,5 godzin w temperaturze ok. 25 st C. W chłodzie np. 10 st C można ten czas przedłużyć do 8 godzin, w lodówce (ok. 6 st C) do 18 godzin.
Przed włożeniem do pieca zalecana jest próba palcem czy chleb jest dobrze wyrośnięty.
Chleb wyjąć, naciąć delikatnie. Piec 40 – 45 min w temperaturze 220st C.
wtorek, 15 maja 2012
To nie jest czas na pączki
Zdecydowanie nie powinnam smażyć teraz pączków. Połowa maja, wiosna w pełni, o karnawale dawno już zapomniałam, teraz to raczej diety wzmożone starania o wymianę zimowych opon na letnie. Mimo wszystko osiem pięknych żółtek zmarnować się nie mogło, a że jest jeszcze kilka osób, które nie próbowały pączków w moim wykonaniu, to powstały one dla nich :) Sama oczywiście nie mogłam im odmówić, wołały do mnie, bym choć uszczknęła. Na uszczknięciu się nie skończyło, ale to się spali ;)
Przepis pochodzi od Liski i jest naprawdę nieziemski, korzystam z niego od momentu, gdy Liska podzieliła się nim na swoim blogu. Powinnam powiedzieć, że to moja Mama smażyła najwspanialsze pączki na świecie, jednak te to istna bajka. Puchate, mięciutkie, ze śliczną obwódką wokół, a w środku duuuużo marmolady... Dodatkowo prawie wcale nie chłoną tłuszczu, ale to już głównie zasługa odpowiednio rozgrzanego oleju :) Po wskazówki dotyczące smażenia pączków odsyłam właśnie do Liski. Stosuję się do tych rad i pączki rozpływają się w ustach :)
A w najbliższym czasie pochwalę się formą do muffinek, która była moim cichym celem od długiego już czasu, teraz wreszcie ją dorwałam :P
Pączki najlepsze
Składniki:
na 14-15 sztuk:
4 żółtka
1 jajko (ja tym razem pominęłam, dałam same żółtka i przyznam, że mi bardziej przypadły do gustu)
50 g masła
430-500 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
30 g cukru
230 ml mleka letniego
20 g świeżych drożdży
marmolada, powidła lub inne nadzienie (nie dżem!)
ok. 750 ml/1 litr oleju
Wykonanie:
Drożdże rozkruszyć i dodać 3 łyżeczki cukru. Rozpuścić i zalać odrobiną ciepłego mleka (2-3 łyżki). Odmierzyć odpowiednią ilość mąki do dużej miski. Z tej mąki odjąć dwie łyżki i dodać do rozpuszczonych drożdży. Pozostawić zaczyn na 15 minut do wyrośnięcia. Pozostałą mąkę wymieszać z solą i resztą cukru. Dodać jajka i masło, powoli wyrośnięty zaczyn i resztę mleka, cały czas zagniatając. Wyrobić gładkie, lśniące i elastyczne ciasto (można mikserem z hakami do ciasta drożdżowego, jest dość rzadkie). Ma być lekko klejące, ale odchodzić od brzegów miski. Posmarować lekko olejem wierzch, przykryć folia lub lnianą ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia na ok. 1 h (ma podwoić objętość).
Gdy ciasto wyrośnie, odgazować je i jeszcze chwilkę wyrobić. Z ciasta formować małe kulki (można rozwałkować dość grubo i wycinać szklanką), rozpłaszczać, nakładać łyżeczkę marmolady, składać brzegi ciasta do środka (formować jakby tobołek), dokładnie zlepić, pokulać lekko po blacie, by nabrało ładniejszego kształtu (można nadziewać po smażeniu, ale ja nie posiadam odpowiedniej szprycy, czego żałuję, bo to duże ułatwienie). Układać na papierze do pieczenia lub desce podsypanej delikatnie mąką, szwem do dołu. Pączki układać w odstępach 4-5 cm. Pozostawić do wyrośnięcia (w zależności od temperatury od 30 minut do godziny). W mojej kuchni jest ok 20-23 stopnie, więc rosną ok. 45 minut, akurat tak, by rozgrzał się tłuszcz.
A więc w czasie, gdy pączki rosną, rozgrzać tłuszcz w szerokim rondlu. By sprawdzić, czy tłuszcz jest rozgrzany, można wrzucić mały kawałek ciasta - jeśli zaczyna skwierczeć, znaczy gotowe. Ważne jednak, by tłuszcz nie był za mocno rozgrzany, bo wtedy pączki będą z wierzchu rumiane, a w środku surowe. Smażymy po 3 lub maksymalnie 4 pączki na raz. Gdy się zrumienią przewrócić na drugą stronę np. drewnianym patyczkiem. Ten sam patyczek wbić w pączka - jeśli po wyjęciu widać kawałki ciasta, znaczy trzeba smażyć dłużej. Jeżeli patyczek jest czysty - pączek jest gotowy. Po usmażeniu wszystkich lukrujemy lub posypujemy cukrem pudrem. Mniam :)
poniedziałek, 14 maja 2012
Inne twarze shopingu
Mówi się, że kobiety kupują, by poprawić sobie nastrój. Buty, ubrania, perfumy, kosmetyki... Tak, to całkiem fajne rzeczy i lubię je wszystkie, powiem więcej: mnie również poprawiają nastrój. Jednak jeśli o mnie chodzi "zakupy na dobry humor" mają trochę inną postać. Kupuję foremki do pieczenia, naczynia, miseczki, gadżety i... przyprawy. Dzisiaj o tych ostatnich.Wchodzę na Allegro. Wyszukuję konto mojego ulubionego sprzedawcy przypraw i przeglądam, poluję, decyduję...
Od lewej kolendra i kumin...
Papryka wędzona. Niesamowity dymny aromat...
Cztery rodzaje pieprzu: czerwony, biały, zielony i czarny.
Suszone papryczki chili. Świetnie się przechowują, znacznie praktyczniejsze niż świeże.
Moimi nowymi nabytkami są także 3 dłuuugie laski wanilii, z których na pewno zrobię świetny użytek, nasiona kopru włoskiego i kozieradki. Suszone liście czosnku niedźwiedziego oraz kolendry i wspaniale pachnące suszone kwiatki jaśminu, których używam do aromatyzowania herbaty :)
Maślanka i mięso (?)
Świetne mięso na piknik, majówkę, lekki obiad w upalny dzień. Skromna ilość i dobór przypraw, delikatne i soczyste mięso. Ja podałam z młodymi ziemniaczkami, posypanymi koperkiem i surówką z kiszonej kapusty. Na bazie przepisu Nigelli.
Podudzia z kurczaka w maślance
Składniki:
12 sztuk podudzi z kurczaka
2 szklanki maślanki
5 ząbków czosnku
1,5 łyżeczki soli
2 łyżeczki papryki słodkiej w proszku
1/2 łyżeczki mielonego pieprzu
1 łyżeczka miodu
olej
Wykonanie:
Mięso umyć i osuszyć. Ułożyć w dużej misce lub umieścić w worku strunowym. Zalać maślanką, wsypać przyprawy i dobrze wymieszać. Odstawić do lodówki na jakiś czas (u mnie marynowało się 24 godziny, ale równie dobrze może być dużo krócej). Po marynowaniu, podudzia osączyć lekko z maślanki i obsmażyć je na patelni na oleju. Ułożyć w naczyniu żaroodpornym, polać 3-4 łyżeczkami maślanki z przyprawami i odrobiną oleju. Piec w piekarniku pod przykryciem w 200 stopniach do miękkości. 15 minut przed końcem pieczenia zdjąć pokrywę, by mięso się zrumieniło. Smacznego :)
sobota, 21 kwietnia 2012
środa, 18 kwietnia 2012
Babcine smaki: babka cytrynowa biszkoptowa
To wczesnowiosenne słońce i świeży wiatr wzbudza we mnie nową siłę do życia, a jednocześnie tęsknotę.Za sandałami, zwiewnymi sukienkami, kąpielami w jeziorze, za zdjęciami Burasiątka w bujnej, zielonej trawie.Za słonecznym targiem. Jakże już bym chciała posmakować tych wszystkich pyszności! Co roku czekam z niecierpliwością na crumble rabarbarowe, sos ze świeżych i słodkich pomidorów, na polskie truskawki - aromatyczne, pachnące świeżością - rozpaćkane widelcem i polane jogurtem.Czekam na maliny, by móc bez żadnych zbędnych dodatków, po prostu rozgniatać na języku słodkie, czerwone kulki... I śliwki, by przez kilka dni w wielkim kotle, drewnianą kopystką - fioletową od koloru owoców - mieszać powidła.Kwitnące mirabelkowe drzewa na ścieżce, prowadzącej do lasu, napawają mnie uczuciem, że mój ukochany, ciepły czas już niedługo.
Póki co cieszyć się mogę jedynie orzeźwiającym zapachem babki cytrynowej mojej Babci. Puszystej, mięciutkiej, polanej cytrynowym lukrem. Niewątpliwą jej zaletą jest, to, że długo zachowuje świeżość, a także fakt, że naprawdę ciężko ją zepsuć. Przepis mam ja, moja Mama i moja Babcia, żadnej z nas nigdy nie zawiódł :)
Biszkoptowa babka cytrynowa na oliwie
Składniki:
6 dużych jaj
1,5 szklanki cukru
1 szklanka mąki pszennej
1/2 szklanki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki oleju
2 łyżki octu (ja daję sok z cytryny)
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 cytryny
cukier puder
Wykonanie:
Białka oddzielić od żółtek. Białka ubić na sztywną pianę. Dosypywać cukier i ubijać, aż cukier nie będzie wyczuwalny. Do żółtek wlać dwie łyżki soku z cytryny i wsypać proszek do pieczenia. Szybko wymieszać. Masa powinna się zrobić się jasna i wyraźnie się spienić. Spienione żółtka dodać do ubitych białek, wymieszać do połączenia. Dodawać partiami przesiane mąki, miksować na najniższych obrotach miksera do gładkości. Teraz zwiększyć obroty miksera do maksymalnych i wlewać cienką strużką olej. Miksować do połączenia. Zetrzeć skórkę z jednej cytryny i dodać jeszcze łyżkę soku (można dać więcej, jeżeli ktoś lubi bardzo wyraźny aromat cytryny, ale lukier cytrynowy moim zdaniem dostatecznie podbija smak cytryny). Piec w długiej i szerokiej keksówce (to naprawdę duża porcja!), wysmarowanej masłem i wysypanej mąką w 180 stopniach ok. 50 minut do suchego patyczka.
Po wystudzeniu wyjąć z formy. Utrzeć lukier z soku z połowy cytryny i cukru pudru. Udekorować. Pozostałą połowę cytryny można pokroić w plasterki i wykorzystać jako element dekoracji. Zajadać!
Babka spokojnie może postać szczelnie przykryta przez co najmniej kilka dni. Babcia często piecze ją w piątek, a we wtorek można się załapać jeszcze na ostatnie kawałeczki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)