wtorek, 10 kwietnia 2012

The adventures of zakwas

I tak oto rozpoczęłam przygodę. Oby mnie polubił szacowny pan Zakwas :)
 A z racji tego, że jest to nowe życie, wypadałoby nadać mu imię. Może jakieś propozycje?



DZIEŃ 1:

Wygotowałam słoik i dobrze go wytarłam. Potem wymieszałam w nim 1/2 szklanki przegotowanej wody w temperaturze pokojowej i 1/2 szklanki mąki żytniej razowej. Wygląda jak gęste błoto, niezbyt apetycznie. Nakryłam folią aluminiową i postawiłam obok grzejnika nastawionego na średnią moc (nie parzy, gdy się go dotknie). Teraz czekam i obserwuję.... Wiem, że zakwas potrzebuje spokoju i cierpliwości, ale ciężko się powstrzymać, gdy taki niezwykły proces zachodzi tuż obok mojego elektrycznego turbo-hajcownika. Chyba nawet pojawiły się pierwsze bąbelki!

1 komentarz:

  1. Haha! Też nadawałam imię swojemu zakwasowi, to w końcu poważna decyzja, czasem na lata :) Trzymam kciuki. Niech szybko rośnie ;)

    OdpowiedzUsuń